21.10.2015

Chęć na Pięć - 18.10.2015

Pierwszy w tegorocznej edycji bieg na 5 km w Lublinie.  Tym razem startowaliśmy wspólnie z synem, który pięknie debiutował w takich biegach.
Na dwa dni przed biegiem byliśmy wspólnie na Teście Coopera.  O ile on wspaniale poprawił swój czerwcowy wynik i przebiegł  2940 m, o tyle ja pobiegłam ponad 100 m gorzej niż poprzednio.  Rzutem na taśmę uzyskałam niby wynik bardzo dobry, ale pełni szczęścia nie było.  Dlatego też do niedzielnego biegu podchodziłam z rezerwą.  Głęboko w sercu marzyłam o wyniku w okolicach 25 minut, ale na głos mówiłam o złamaniu 26 minut, czyli oficjalnej życiówki z marcowej piątki.  O sierpniowej formie i nieoficjalnym wyniku 23.09 mogłam zapomnieć. 
Trasa październikowej piątki była dość łatwa.  Start i meta miała miejsce przy otwartym kilka dni wcześniej Aqua Lublin. Nie było podbiegów, a to w Lublinie naprawdę jest rzadkość, były za to dwie pętelki i jedna nawrotka.



Stanęliśmy z synem na starcie i już po chwili widziałam tylko jego plecy.  Starałam się nie biec zbyt szybko gdyż bałam się, że nie wystarczy mi sił.  Endomondo włączyłam na prawie pół minuty przed startem, więc kiedy po pierwszym kilometrze usłyszałam czas 5:24 wiedziałam, że jest przyzwoicie.  Początkowo biegło mi się dość dobrze, robiło się coraz cieplej i powoli kończyłam pierwszą pętelkę.  Na nawrotce zobaczyłam syna, który mi pomachał i poleciał dalej.  Potem długo nie byłam w stanie wypatrzeć już jego koszulki. 
Drugi kilometr z czasem 4:43 i zaczęłam czuć delikatne zmęczenie.  Tłumaczyłam sobie, że połowa już za mną, że tę trasę już znam i starałam się nie tracić prędkości.  Okazało się, że udało mi się to doskonale. Trzeci i czwarty kilometr niemalże identycznie - 4:47, 4:48.  Czułam już ogromne zmęczenie, ale wiedziałam też, że będzie dobrze.  Musiałam jedynie wytrzymać do końca. Tuż przed ostatnim zakrętem zobaczyłam koszulkę syna i widziałam jak pędzi do mety.  Ja nie miałam już sił na przyspieszenie na ostatniej prostej, ale kiedy zobaczyłam w oddali zegar i czas brutto buzia sama się uśmiechała. Kilka metrów przed metą przybiłam piątkę mojemu tacie i wiedziałam już, że się udało.  Brutto 24:14, co oznaczało, że jest oficjalna życiówka. 
Oficjalnie wyniki netto:  syna 21:52 i 9 miejsce w kategorii (piękny debiut, prawda?), mój 23:56.
Syn powiedział, że uwierzył w siebie po tym biegu.  Ja chyba w siebie też, bo w niego wierzyłam od początku.  Teraz ja czekam na listopadową dyszkę, a on na marcową piątkę (plus pewnie City Trail) i jednak będę trenować interwały, bo warto.  Naprawdę warto.



Zdjęcia autorstwa p. Dominiki Żurowicz, udostępnione za zgodą.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...